Bogu - "Po co to komu?" feat. Hyziu

Odra cicho pluskała uderzając o nabrzeże. Zerknąłem na zegarek, do nocnego jeszcze 12 minut. Spojrzałem przed siebie. Mimo, że był środek nocy, to usytuowany na wysepce naprzeciwko dworca transparent z napisem POGOŃ SZCZECIN prezentował się okazale. Ścisnąłem mocniej trzymany w prawej dłoni szalik w granatowo-bordowych barwach. Tak, Szczecin jest zajebisty.

Ok, może byłem trochę podekscytowany po zwycięstwie nad Wisłą, dawno takich obrazków stadion przy ulicy Twardowskiego nie oglądał. Może to zasługa kilku kobiecych uśmiechów napotkanych w klubie, do którego trafiłem prosto z meczu. Cokolwiek, trzecia w nocy, w tle słychać tylko rozmowy taryfiarzy i wspomnianą Odrę, a ja, nie pierwszy raz zresztą, jestem tym miastem zachwycony.

Spójrzmy na to z tej strony. Wysiadamy z pociągu, co widzimy? Obskurny dworzec? Też. Nie o to mi chodzi. Widzimy otwartość. Co prawda na tą gorsza część miasta, czyli prawobrzeże, ale zawsze. Widzimy płynącą Odrę, która ciągnie się w obie strony w nieskończoność, a na niej zapewne jakaś barka. Po prawej ulica Kolumba, gdzie ludzie wciąż czekają na koniec wojny? Ok, możemy udać się w przeciwną stronę, gdzie mamy, co prawda oklepane, ale jednak w jakiś sposób symboliczne Wały Chrobrego. Nie, nie chodzi mi o słynne zdjęcie Hitlera paradującego w tym miejscu. Że niby wszystkie imprezy masowe się tam dzieją? I co z tego? Inne miasta na pewno mają miliony miejsc, gdzie na zmianę takie eventy są organizowane.

Zamek? Świetnie się pije whisky siedząc na armatach, rozpatrując czy ów zachwyt nad miastem ma słuszność, czy to jedynie przyzwyczajenie. A tam na dole w ciągu dnia stoi Ferrari tego od Baszty. Jest noc. Trasa zamkowa oświetlona na niebiesko robi mega klimat, szczególnie przed bramą Łasztowni, gdzie graffiti na podporach spotyka się z tym światłem, tu z kolei zawsze będę czuł w nosie prawdziwą kaszubską tabakę. Po drugiej stronie Mostu Długiego otworzyli niedawno plażę, plenerową imprezownię z hipsterską muzyką oraz mnóstwem piasku (jak sama nazwa wskazuje). Mirek narzekał, że musi płacić 7 pln za piwo pite w plenerze. A mi się całkiem przyjemnie spoglądało na oświetlony dach katedry leżąc na leżaku na skraju nabrzeża.

Jasne błonia to głównie Cherry Coke z puszki podczas spotkań na parkingu bliżej orłów. Zimą jeszcze w liceum zjeżdżaliśmy sankami już za orłami. Wśród dużo mniejszych dzieci, ale kto by się przejmował? Stąd też prowadzi ścieżka rowerowa prosto nad jezioro Głębokie, od której zwykle rozpoczyna się planowanie jakiejś dłuższej trasy. Nad samym Głębokim zawsze czuję dym po gazylionie ognisk spędzonych na polanie. Piękna licealna tradycja, która pewnie już upadła. No i oczywiście apogeum szczecińskiego melanżu, czyli deptak. Miejsce, w którym spotyka się tyle różnych światów, że jakby przedstawiciele każdego z nich byli kibolami innej drużyny to mogłaby to być najmasakryczniejsza ustawka świata. Dziewiętnaście tanich win na dziewiętnaste urodziny Artiego, wypite w kolejarza na fontannie, umiejętność komunikacji między bywalcami opanowana do perfekcji, przez co para policjantów patrolująca teren nie jest w stanie wystawić żadnego mandatu za picie w miejscu publicznym plus ciągłe opędzanie się od żebrających żuli ma niewątpliwie swój urok. W żargon weszło także stwierdzenie standard, padające zwykle po pytaniu o plany na wieczór, oznaczające nic innego niż właśnie rozpoczęcie posiadówki na deptaku, by w trakcie podjąć spontaniczna decyzję o dalszych losach wieczoru.

Słyszę krzyki, że perspektyw brak. Że uczelnie słabe, że się nie rozwija nic. Uczelnie jak uczelnie, gdziekolwiek się nie studiuje, to i tak zbyt wiele nie daje. Ruszyć dupy to perspektywy będą. Sporo osób mi wmawiało, że stąd trzeba wyjechać, sporo z nich się jednak odnalazło, wypominać nie mam zwyczaju, ale miło mieć rację. Mi się udało dorwać dosyć stabilną pracę w zawodzie, na hajsy nie narzekam i nie chce mi się teraz powtarzać na temat podejścia do tego wszystkiego. Jeśli ktoś myśli, że przebimba studia, dostanie papier i będą się o niego bić, w jakiejkolwiek branży, to powodzenia. Trzeba swoje przemurzynić, z czego wyciągnie się dużo więcej niż ze wzorowej frekwencji na wydziale.

Odbijam kolejny zarzut, że nic się tu nie dzieje. Widziałem na żywo chyba wszystkich raperów, których chciałem zobaczyć, a niedługo wybieram się nawet na koncert Meli Koteluk, w której muzyce niedawno się wręcz zakochałem (jak tak na nią patrzę to może nie tylko w muzyce, ach te blondynki). Co weekend mam do wyboru około 3 wydarzenia sportowe, bo Szczecin to nie tylko piłkarska Pogoń. Futsal, piłka ręczna, siatkówka, koszykówka, wybór jest spory, a poziom naprawdę przyjemny, do tego w większości bardzo ciekawe podejście pod względem organizacyjnym, co może już niedługo zaprocentować.

To co? Standard w piątek?



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *