Bonson/Matek - "Rok później"

Do tej pory pisałem o każdym koncercie, na którym z jakiegoś powodu lądowałem. Przez trochę ponad miesiąc wstecz od dziś byłem na trzech. Właśnie, żaden tekst nie powstał. O jednym wydarzeniu nie było, co pisać, a z drugim czekałem na ostatnie, bo coś czułem, że trzeba będzie je porównać.

Pierwszym był koncert Ostrego z PMM i Racą na suporcie. A nie ma, co pisać, bo niczym konkretnym się nie wyróżnił. Ostry w swojej solowej twórczości jest niestety na równi pochyłej, a numery z lat świetności słyszałem już tyle razy, że ciężko o zaskoczenie.

Zajmijmy się dwoma kolejnymi. Mianowicie koncert zespołu Łona & the Pimps w składzie Łona i the Pimps oraz Wielka Bitwa Szczecińska vol. 6, czyli fristajlowa jatka przez wielu uważana za aktualnie najbardziej prestiżową w Polsce, a na niej dodatkowo koncerty Projektu Nasłuch, duetu Bonson/Matek oraz pana featuringa aka Reno.

Kto pomyślał coś w stylu pewnie pochwali Łonę, bo przecież jak inaczej, a ten WBS to takie tam gierki może się zdziwić. Otóż Łona jest geniuszem, ma swój osobny podgatunek w rapie, nie ma drugiego rapera, którego można do niego porównać, od lat robi coraz lepiej to, co już na początku kariery robił świetnie. Płytę Cztery i pół postawiłem nawet na podium mojego podsumowania 2011. W czym więc problem? Ano w klimacie. Jego twórczość jest naprawdę w czołówce wszechczasów, ale jeśli rozpatrujemy wersje studyjne. Oczywiście, łapie niezły kontakt z publiką, ale właśnie publika. Tylu przypadkowych ludzi to w życiu na koncercie rapowym nie widziałem. I co z tego, że Łona robi wszystko, aby ich rozbujać jak pod sceną bawi się garstka zapaleńców, gdy cała reszta stoi. A frekwencja była wyjątkowo wysoka jak na Słowianina, tłum ciągnął się przez całą niemałą salę. Śmieszną sytuacją były też komentarze na fb przed tym koncertem. Rozumiecie to, że idziemy na najlepszy koncert świata? Może zabrzmię trochę za bardzo w stylu kibiców Barcy, ale chyba nie bywasz na zbyt wielu koncertach ziomek. Inną praktyką jest cytowanie w każdej sytuacji słów To nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. Jest naprawdę wiele innych cytatów, które można również przemycić do życia codziennego, serio.

Co na to WBS? Jak wypadły koncerty wykonawców, o których powyżej opisani nagli fani rapu nigdy nie słyszeli? Przede wszystkim wchodząc do klubu czułem się jakbym wpadł do wielkiego słoika z miodem, zajawka wisząca w powietrzu była tak gęsta. Sam klub (Wasabi) też klimatyczny, mimo niezbyt fortunnej lokalizacji na ul. Kolumba, gdzie przejeżdżając ma się wrażenie, że tamtejsi autochtoni czekają na koniec wojny. Zakamuflowane wejście przez wielkie metalowe drzwi do jakiejś obskurnej kamienicy, klatka z drewnianymi schodami, 2 piętra w górę, a tam kolejne metalowe drzwi i wejście do zupełnie innego świata. Jeśli chodzi o koncerty, mimo że Nieznani sprawcy Projektu Nasłuch zostali puszczeni do odsłuchu jakieś 2 dni wcześniej, to i tak okazało się, że ludzie już znali teksty, a łapska latały w górze. Bonson grający premierowy koncert w swoim macierzystym porcie po pół roku od premiery albumu wypadł równie imponująco, naprawdę życzę każdemu takich ciarek na plecach, gdy cała sala śpiewa refren Pana śmiecia albo nawija wspominane już przeze mnie ostatnio wersy o seksie i blancie. W końcu Reno, nazwany przeze mnie na początku tego tekstu trochę prześmiewczo panem featuringiem, no sory, ale pierwszy raz widziałem koncert opierający się głównie na gościnnych zwrotkach. I nie, nie neguje tego, bo każdy, kto chociaż trochę interesuje się twórczością autora Następnego levelu wie, że co zwrotka to lepsza. A same bitwy? Fristajlem jakoś wielce się nie interesuję, więc jedynym porównaniem jest dla mnie poprzednia edycja WBS. Na pewno mogę przyznać, że Enson na wygraną zasłużył, cieszy drugie miejsce Roki, a Kot (?), który znalazł się na najniższym stopniu podium naprawdę pozytywnie zaskoczył. Oprócz nich wrażenie zrobił na mnie Tymin Optymista, znany z EPki z Peusem Wyjdzie w praniu, który powalał charyzmą na scenie, może trochę za bardzo krzyczał, ale jak dla mnie było to na plus, bo przynajmniej można go było zrozumieć. Sporo dobrych panczy poleciało w trakcie, niestety uczestników było tylu, że nie sposób wszystko ogarnąć nie będąc w temacie na bieżąco. No i oczywiście mega klimatycznie wypadł wolny mikrofon, kiedy to nawet Muflon i Filip Rudanacja za niego złapali.

Podsumowanie chyba zbędne, powyższe dwa akapity wyjaśniły kwestię. Muszę przyznać, że zbierałem się do tego tekstu kilka dni, mając wybrany kawałek tytułowy (tak osobiście, Rok później od poprzedniego WBSu wydarzyło się naprawdę multum w życiu, ale nie wnikam, bo to nie blog w stylu co tam u mnie, a sam kawałek rozpoczął przecież jeden z koncertów) i nieświadomie doczekałem się długo zapowiadanego klipu do niego.



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *