Dj 600V - 93...94 feat. Numer Raz, Juhas

Leszek Milewski, który jest jednym z najlepszych autorów tekstów na Weszło, rozpoczął niedawno swój cotygodniowy cykl felietonów. Rozpoczął go znakomitym tekstem o pasji do futbolu, zawierając w nim główny powód, dla którego ten sport może tak bardzo fascynować. Mi, po prawdzie, czasem żal osób, które nie znają się na piłce. Nie wiedzą co tracą. – mogliśmy wyczytać we wspomnianym artykule.

I właśnie to ta znajomość różnych kontekstów i powiązań pozwala rozpatrywać dany temat w trochę szerszej perspektywie. Nie będę powtarzał tez tam zawartych, ale dlaczego o tym wspominam? Miałem przyjemność uczestniczyć w wydarzeniu zorganizowanym przez wiodącego producenta napojów energetycznych pod nazwą Red Bull Tour Bus Wspólna Scena. O samej imprezie dowiedziałem się całkiem przypadkiem, gdy napisał do mnie Kacper, który rapu na co dzień nie słucha. No może poza paroma wyjątkami z pewnym większym wyjątkiem w postaci Łony. Idea całej akcji polegała na koncercie ekipy złożonej z raperów z różnych składów, środowisk i reprezentujących różne style, przypominających klasyki polskiego rapu, przy wsparciu lokalnych wykonawców. Głównym składem na dachu autobusu byli więc Sokół, Ras i Kosi, a dodatkowo jako prowadzący pojawiał się Stasiak.

Szczecin był ostatnim przystankiem trasy, która wcześniej zahaczyła o Białystok, Kielce, Lublin, Katowice i Częstochowę. I tak jak w poprzednich miastach oprócz stałego składu pojawiali się m.in. Pih, Te-Tris, WYP3 czy Pokahontaz, tak u nas można było się załapać na występ Bonsona i wspomnianego już Łony. Niestety nie dotarł do nas Sokół, któremu się trochę zachorowało, ale zastąpił go Włodi, co w moim odczuciu wcale nie było zmianą na minus.

W ostatnim numerze magazynu Vaib czytałem felieton Oxona, który opowiadał o koncercie Pawbeatsa w Bydgoszczy, na którym odbyło się wręczenie złotych płyt za album Utopia. Członek składu Hipocentrum wspominał o całkowicie pokojowym charakterze tego wydarzenia, mimo występów raperów niekoniecznie za sobą przepadających. A jak to bywa w przypadku płyt producenckich – zaproszono ich wielu. Nie wspominał po ksywkach kto z kim i dlaczego, bo nie o to chodziło. Bardziej chciał pokazać, że takie pokojowe podejście, choć przyjemne, na dłuższą metę może mdlić i że to rywalizacja pozwala wykrzesać ukryte pokłady umiejętności oraz wznieść się na wyżyny twórczości. Owszem, pełna zgoda, jednak takie akcje jak Red Bullowy autobus pokazują, że gra do tej samej bramki wcale nie musi oznaczać całkowitego regresu.

Impreza pokazała piękno rapu. Począwszy od występu Bonsona, któremu do klasyków wciąż daleko, jednak jestem pewny, że za paręnaście lat będzie wymieniany jednym tchem obok dzisiejszych, nie chcę napisać legend, bo to słowo warunkuje pewną mityczność, ale na pewno obok wiodących wykonawców. Osobnik ten nie dość, że zaprosił na występ swoją mamę, której kazał machać rękami do numeru O mnie się nie martw nagranego dla niej, to jeszcze od wejścia zaznaczył, że jego hypemani nie znają tekstu, co skutkowało później zabraniem mikrofonu jednemu i wymuszanie na publice trochę mniejszego hałasu dla niego. Krążył później po koncertowym placu popijając z flaszki zakupionej w pobliskiej Żabce, co chciałem wykorzystać do podpisania mi płyty BonSoul, jeszcze świeżej, wydanej 4 dni wcześniej, którą akurat miałem w aucie. Co prawda nie miał przy sobie nic do pisania, ja zresztą też nie, więc z podpisu nici, jednak zaproponował w zamian wspólne foto, czego chciałem uniknąć, by nie wyglądać jak tłum gówniarstwa, przez który się musiałem do niego przepchać. No ale nalegał, bo nie chciał, żebym odszedł z niczym. Łaskawie się zgodziłem, a przy okazji obejrzał płytę z każdej strony, bo okazało się, że widzi ją pierwszy raz, gdyż swojego egzemplarza jeszcze nie otrzymał.

Co do koncertowego placu, była to przestrzeń przed halą Azoty Arena, która to przestrzeń zawsze mnie zastanawiała, bo nie miała konkretnego przeznaczenia. Od paru dni stoją tam piaskowe boiska do beach soccera, ale dopiero ten koncert pokazał potencjał tego miejsca. Gorzej, że znajduje się ono praktycznie przy samym dość sporym osiedlu, przez co można było wyczytać w komentarzach na fejsie, że paru osobom hałas przeszkadzał. Inne wrażenie odniosłem na miejscu, gdzie mieszkańcy okolicznych bloków przechadzali się spacerowym krokiem, często z dziećmi i na lecące ze sceny kurwy nie reagowali święconą wodą, czy uciekaniem w popłochu z zakrytymi uszami swoich pociech.

Na występ Łony się jakoś specjalnie nie nastawiałem, bo widziałem go już wiele razy, a ostatni nowy materiał wypuścił w 2011, jednak zakończenie miał bardzo mocne. Wpasowując się w główne przesłanie akcji zarapowali razem z Rymkiem Styl nad style szczecińskiego składu esenuzet, z którego wywodzi się m.in. Sobota o czym już kiedyś pisałem.

Przetak z Szortem będą żałować długo, że zawinęli się po Łonie do domu. Bo to, co się działo później to prawdziwa kwintesencja. Zajawka kipiała gęsta gdy z głośników umiejscowionych na dachu autobusu dochodziły dźwięki takich klasyków jak Friko, Muzyka miasta, Dźwięki stereo czy 93…94. I nie to, że po prostu zarapowane przez wspomniany na początku skład. O nie. Oni tam dokładali zwrotki ze swoich współczesnych utworów, z czego wychodziła mieszanka, która nie jest możliwa do uzyskania w żadnym innym gatunku muzycznym. Miałem wrażenie, że pierwsze skrzypce przejął Ras, ale to może tylko moje odczucie, ze względu na to, że przypadkiem nawija jak moje top 3. Inna sprawa, że w pewnym momencie naprawdę przejął scenę, w związku z jego urodzinową niespodzianką, kiedy to na scenie pojawili się Mentos i Tort z Rasmentalismu, co go totalnie zaskoczyło. Nie był to jednak koniec niespodziewanych wejść, bo chwilę później po drabinie na dach busa weszli Ero i Łysol z JWP, którzy wsparli Kosiego podczas paru numerów tej ekipy. Trochę z boku temu wszystkiemu przyglądał się Włodi, który poza wykonaniem na początku swojej zwrotki z Wszystko wporzo i paru Skandalowych zwrotek, gdy Molesta była grana, z początku nie brał za bardzo udziału w obu niespodziankach. Do czasu, gdy razem z JWP zaczął machać rękami i nawijać ich teksty, co wzbudziło w Kosim nieukrywaną dumę. Nie dziwię się, też bym się jarał widząc w takiej roli legendę (tym razem pasuje!). Miał też swój moment z numerami z solówek, gdy refren Danny’ego z Procesu spalania zabujał całym osiedlem przy ulicy Szafera, a wykonanie Jak nowonarodzony przywołało czasy, gdy nie było YouTube, w ogóle nie było internetu, a ja całymi dniami przesiadywałem przed TV z odpaloną polską Vivą wyczekując tego numeru.

Nawiązując do zacytowanego na początku tekstu, takie imprezy pokazują słuszność stwierdzeń w nim zawartych. Widząc jak doskonale potrafią się odnaleźć w repertuarze powstałym z totalnego pomieszania klasycznych utworów z tymi bardziej współczesnymi, raperzy, którzy swoje już na tej scenie osiągnęli oraz ci, którzy dopiero tę historię tworzą, po raz kolejny po prostu cieszę się, że w tym uczestniczę. W całej tej zabawie z odszukiwaniem powiązań na zasadzie chociażby follow-upów, czy dosłuchiwania się znanych sampli, a z drugiej strony mamy przecież liczenie wielokrotnych, rozkminianie gier słownych i wyłapywanie technicznych niuansów. Dziś w moich głośnikach do katowanych w kółko ostatnimi dniami BonSoul i Taco Hemingwaya dołączyła Molesta. A Ty czym się ostatnio tak zajarałeś?

 



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *