Gospel - Koniec świata

Idąc z pokoju do kuchni w celu odłożenia talerza po naleśnikach ukradkiem zauważyłem stojącą w pokoju średnich rozmiarów torbę. Spakowaną.
Nie mówiłaś, że wyjeżdżasz gdzieś na święta lub sylwestra
Bo nie wyjeżdżam
A ta torba?
To na koniec świata

Temat mnie zainteresował, bo nie spodziewałem się po swojej babci takich akcji. Wszechobecna odmiana tych dwóch słów w każdej możliwej formie powoduje u mnie jeden odruch. I pewnie nie tylko u mnie. Fejsbukowe fanpejdże chcą być odkrywcze przepisując żarty od innych fanpejdży, naiwnie myśląc, że ich czytelnicy tego jeszcze nie widzieli. Artyści wrzucają swoje kawałki mające frazę koniec świata w tytule. A babcia podeszła do tego całkiem praktycznie. Przypomniał mi się klimat Fallouta, postapokaliptyczne schrony, mogłaby sobie zbić pionę z Bearem Gryllsem.

Zacząłem od wypytania o zawartość torby. Standardowo znalazło się tam kilka konserw. Ktoś mi ostatnio opowiadał o znajomym, który nie wierzył w te zabobony, ale na wszelki wypadek do każdych zakupów dokładał jedną puszkę. Albo słyszałem teorię, żeby wierzący w finisz nie robili zakupów na święta, to będzie luźniej w sklepach. Mało kto się posłuchał, bo co jeśli to nie prawda? A przygotowanym być trzeba.

Wracając do zawartości torby niezbędnej by przeżyć. Ze spożywczych rzeczy znalazło się tam jeszcze dziesięć Snickersów, pięć wafelków, kilka paczek sucharków i dwie butelki wody. Dodatkowo trzy duże świece i spora paczka zapałek, a oprócz tego mała latarka. Oczywiście trochę ubrań – dwie pary skarpet, długie spodnie, bo po domu się chodzi w krótkich i można nie zdążyć się przebrać. Podobnie z butami, bo głupio wylądować w kapciach, jednak są to adidasy, bo zimowe się nie zmieściły. Dla walorów ciepłowniczych dwie bluzy oraz przytulny kocyk. Ręcznik też się tam znalazł, ale bez mydła. Jako narzędzie obronne wybrany został nóż kuchenny. Nie można zapomnieć także o niezbędnych lekach oraz poświęconym oleju w słoiku na poparzenia.

Idąc dalej tym tropem dowiedziałem się, że zestaw ten był planowany od tygodnia, a skompletowany i spakowany 20 grudnia wieczorem. Co ciekawe, babcia jako bardzo wierząca osoba nie wyobraża sobie końca w sensie biblijnym, bardziej skłania się ku technicznym zmianom na planecie w stylu zmiany magnetyzmu Ziemi lub jakiegoś wybuchu (dlatego torba leży obok, żeby wynikowo także znalazła się w pobliżu). Ewentualnie może to być jakieś tsunami z Zalewu Szczecińskiego (przynajmniej u nas, inne rejony mają swoje akweny), chociaż przyznała, że wtedy by weszła na czwarte piętro bloku.

Mi również zostało zasugerowane spakowanie się na tę wyjątkową okoliczność. Chociaż zostałem zapewniony, że w razie potrzeby zapasami się podzielimy. Niestety jamnik nie został ujęty w tym planie, a jako że staruszek ma lekkie problemy z kręgosłupem, to pewnie by nas nie dogonił na swoich krótkich nóżkach, więc ja miałbym mieć plecak, żeby móc go wziąć na ręce.

Słuchając tego wszystkiego sam powoli zaczynałem już wierzyć i cytując licealną wypowiedź Wojtka (dotyczącą co prawda Kościoła, ale tu też się nadaje) wkurwię się jeśli to się okaże prawdą. W razie czego pamiętajmy, bez paniki!

PS. Kontynuując zdystansowane podejście wybór kawałka był oczywisty. Co prawda nie trawię niektórych odchyłów Gospela, ale akurat jego interpretacja wiersza Miłosza jest na poziomie nie przekraczającym tych granic. Wręcz przeciwnie, warto się z nią zapoznać.



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *