Grammatik - Jest już późno, piszę...

Kolejny tekst z warsztatów pisarskich. Mieliśmy napisać esej. A tak właściwie to najpierw mieliśmy wymyślić temat. Dotychczasowe moje prace, bez względu na zadany gatunek, bardziej przypominały felietony niż to, co powinny przypominać. Podobnie było z moimi wymyślonymi na poczekaniu tematami. Dostałem więc temat specjalny – pisanie.

***

Co jest mi pisane?

Rozdarta sosna Żeromskiego jest być może zbyt wydumaną metaforą w tym przypadku, niemniej jednak przyjmując pewien filtr relatywizmu można się odnieść do studenta kierunku technicznego, który zakłada blog, bo brakuje mu pisania. W tej chwili kierunek techniczny zmienił się w humanistyczny, blog ma ponad dwa lata i ze względu na specyfikę zajęć oraz nadmiar prac pisemnych, może czuć się delikatnie zaniedbany. Nietypowy jak na ówczesną drogę kształcenia sposób mierzenia się ze swoimi kreatywnymi pokładami nie był przypadkowy. Można zapytać, dlaczego nie fotografia, której zdecydowanie bliżej do technicznych aspektów? Co zresztą było zauważalne wśród współuczestniczących – profile na Facebooku, których nazwy były budowane według schematu Imię Nazwisko i słówko Photography, pojawiały się jak sezonowi kibice Borussii Dortmund, odkąd grają tam Polacy. Nie, ja wolałem pisać, zawsze widziałem w tym sposób na wyrażenie siebie, próbę opisania czegokolwiek, w sposób, na jaki inni by nie wpadli.

Nie wiem kiedy się to zaczęło, ale pamiętam, że nigdy nie reagowałem z oburzeniem na kolejne zadawane prace pisemne na dowolnym etapie edukacji. Bardzo mnie irytowało za to wdrażanie od najmłodszych lat schematów pisania poszczególnych typów tekstów. Skoro jak już wspomniałem, traktuję to jako sposób na wyrażenie siebie, to i cała kompozycja powinna być autorska i pasująca do założonego konceptu, jedynie wspomagając się w ogólnym zarysie powszechnie nakreślonymi zasadami, właściwymi dla danego gatunku. To uwielbienie dla indywidualności okazało się pułapką, zamykającą wszystkie teksty w obrębie felietonów. Jednak czy na pewno to pułapka? Felietonowy styl jest na tyle przyjemny do czytania, że zachowując pewne elementy charakterystyczne dla pożądanego typu wypowiedzi pisemnej można stworzyć hybrydę, która okaże się znośna dla większej ilości odbiorców. Nie na darmo gatunek ten posiada osobne rubryki w popularnych magazynach. A może po prostu ułatwieniem jest zboczenie z głównego nurtu na rzecz ironicznego wyrażenia własnych poglądów?

O ile z recenzją, komentarzem, polemiką czy reportażem nie ma większych problemów, to z esejem sprawa wygląda już nieco gorzej. Paradoksalnie, jako gatunki dosyć zbliżone w odpowiednio ogólnym stopniu porównania, nie mogą zawierać w sobie nawzajem swoich elementów. Tylko gdzie jest ta granica? Felieton charakteryzuje się lekkim oraz błyskotliwym stylem, a autor prezentuje własne poglądy na poruszany, aktualny temat. Esej z kolei ma charakter refleksyjny, posiada pewne cechy naukowości, jednak przeważają elementy literackie. Można spotkać się także z górnolotnym określeniem projekcji świadomości, czyli sposobem na oprowadzenie po świecie swoich myśli. Dzieli to wszystko cienka linia i nawet podczas pisania można się pogubić, kiedy tak naprawdę sami nie wiemy jak bardzo wynikowa praca będzie związana z założoną ideą. Paweł Huelle w swojej debiutanckiej powieści Weiser Dawidek, już na początku wspominał, że wcale nie pisze książki, jednocześnie zaznaczając, iż jest to właśnie jej pierwszy rozdział.

Szukając powodów dryfowania w stronę felietonu trafiłem na swoje uwielbienie dla blogów. Zanim jeszcze podjąłem się wyzwania prowadzenia własnego, czytałem ich niesamowitą ilość. Treści były różne, od specjalistycznych po lifestyle’owe, głównie te drugie, sporadycznie trafiały się także modowe, jednak to chyba jedynie ze względu na poprawę doznań estetycznych, albowiem większość autorek po prostu ujmuje swoją przyjemną aparycją. Jednak w przypadkach, gdy chodziło głównie o tekst, zauważalne były elementy właściwe dla felietonu, autorzy w większości wyrażali swoje zdanie doprawiając je sporą ilością personalnych treści. Jedną z ważniejszych pozycji w mojej puli blogów był ten tworzony przez Kominka, człowieka, który na swojej stronie wykreował konkretny wizerunek własnej osoby, oparty między innymi na wyższości nad czytelnikami. Zdarzają się też takie, które po prostu opowiadają pewne historie, jednak robią to w dosyć niezwykły sposób, jak na przykład i10, który wywodzi się z popularnego portalu Joe Monster, a w swoich tekstach wyolbrzymia do granic absurdu zdarzenia ze swojego codziennego życia. Zachwyty nad tym wszystkim sprawiają, że w swoim stylu przejmuje się pewne nawyki właściwie dla ulubionych autorów bądź też po prostu działa ilość przeczytanego materiału.

A przecież samo pisanie powinno być przyjemnością dla piszącego. Hermann Hesse powiedział: […] dla nas, piszących, pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą, przeprawą malutkim czółnem przez pełne morze, samotnym szybowaniem w kosmos. Jednak nie tylko dla piszącego, dobrze gdy odbiorca ma podobne odczucia w momencie przyswajania sobie treści. Dlaczego więc nakładać jakieś ograniczenia w postaci wytycznych poszczególnych gatunków? Ambrose Bierce mówił: Dobrze pisać to znaczy czynić myśl widzialną. Tuwim z kolei: Tak pi­sać, by słowom było cias­no, a myślom przestronnie. Tłumaczę sam siebie, bo zamiast eseju powstał prawdopodobnie kolejny felieton. Nie piszę się na to, ale chyba właśnie to jest mi pisane.



1 Komentarz do “Grammatik – Jest już późno, piszę…”

  1. Zula. napisał(a):

    szaleńczo uwielbiam Twoje felietony!

Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *