Grammatik - "Pamiętam" feat. Fisz

Wolny piątek, pobudka ok. godz. 12. Standardowo kieruję swoje pierwsze kroki do przycisku power mojej maszyny zagłady.

Jakieś delikatne ogarnięcie zanim ta rakieta odpali. Z jeszcze ściekającymi po skroni kroplami po beztroskim chlapaniu wodą na twarz wykonuję automatycznie ruchy elektronicznym gryzoniem, między każdym dusząc lewy przycisk. Firefox, Facebook, Najnowsze… hmm coś sporo ludzi lubi Bosmana, pewnie rozdają coś za darmo, sprawdźmy. Konkurs plastyczny, Zgarnij kufel, Zgarnij bilet, Zbieramy kapsle… moment, Zgarnij bilet, herb Pogoni. Klik, Zezwól… no dobra, niech stracę, proste pytanie, wygrałeś bilet na najbliższy mecz Pogoni w Szczecinie.

Pamiętam, wrzesień 1998, Tata zabrał mnie na pierwszy mecz. Od razu z Lechem. Przegraliśmy 2:3, bramki Moskalewicza i Mandrysza. To wtedy zakochałem się w tym klimacie, pokaleczona polska piłka, prymitywne przyśpiewki. To było coś! Potem kolejne mecze, wice mistrzostwo za kadencji Turka, spadek za kadencji Szweda, awans dzięki Ptakowi, spadek dzięki Ptakowi… i coś się urwało. 4 lata nie byłem na meczu ligowym (rewanżowego spotkania z Ruchem w Pucharze Polski nie liczę, bo to było wydarzenie, zwłaszcza, że szanse na awans do finału były spore i w końcu do niego weszliśmy), a z pozoru głupia aplikacja na FB pozwoliła przywołać świat niewinny, gdy wszyscy mieli uśmiech na twarzach. Są rzeczy, co cieszą i bawią i są takie, co dręczą sumienie, wypady na mecze za młodu z pewnością należały do tych pierwszych.

Co na samym meczu? 6 bramek, 2 karne, 2 czerwone kartki. Już ta prosta statystyka pokazuje, że się działo. Towarzysz ten sam, co 13 lat wcześniej. Tak, też ma Fejsbuka. Odebraliśmy nasze darmowe bilety. Myślałem, że Bosman, jako jeden z głównych sponsorów będzie miał do dyspozycji miejsca lepsze niż środek 13 sektora. Widok z tej pozycji był wybitnie nieciekawy. Bilet pozwalał na migrację wewnątrz strefy 2, czyli sektory 12-16. Niewiele myśląc przenieśliśmy się na 16 wierząc, że nikt się po nasze miejsca nie zgłosi. Pierwsza połowa bez większego szału, prowadzenie, wyrównanie, karny i na przerwę schodziliśmy z jednobramkową stratą. Druga część zaczęła się nieciekawie, trzecia bramka dla rywali, czerwona kartka dla naszego obrońcy. I w tym momencie wokół uwydatniła się cecha polskiego kibica, każdy wiedział lepiej jak Pogoń powinna grać, każdy jeden ruch naszych zawodników był krytykowany. Do czasu. Bramka kontaktowa, mimo że w dziesięciu, poderwała piłkarzy do gry. Krytyka umilkła. Ostatnie minuty przyniosły sporo emocji. Poprzeczka, trzy dobitki, ręka, niepewności, konsultacje, KARNY! Wyrównanie na 3:3 w 95 minucie, gdy już cały stadion przekreślił naszych grajków – bezcenne. Była jeszcze kolejna akcja i nieuznana bramka na 4:3, ale to by już chyba było za dużo naraz.

Przy wyniku 1:3 była jeszcze jedna sytuacja, dosyć często przewijająca się w polskiej piłce. Jakaś szybka akcja, nasz skrzydłowy wybiega sam na sam, bramkarz rywali oczywiście wychodzi, wjeżdża mu w nogi. Obaj leżą. Jednak nasz znając wynik szybko wstaje. Przyjezdny golkiper, również znając wynik, leży nadal, dodatkowo wzywając znachorów i medyków i sygnalizując złamaną nogę. Cwany ukradł jakieś 7 minut. Ale chyba było warto, bo miałem okazję być świadkiem cudownego ozdrowienia. Człowiek, który jeszcze przed chwilą leżał z rzekomo złamaną nogą, nagle wstał i biegiem wrócił na swoją pozycję. Że też druid z Łęcznej nie robi jeszcze międzynarodowej kariery w leczeniu przypadków beznadziejnych?



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *