Łona - "Rozmowy z cutem"

Siemasz, siemasz, cześć – tym cytatem Pezeta przywitał mnie Łona, gdy mijałem go wychodząc z after party po wczorajszym (w momencie pisania tego tekstu wczorajszym, publikacja zapewne nastąpi nieco później) koncercie.

Jakiś (nawet dłuższy) czas temu nasz szczeciński bard, dzięki któremu głównie nasze miasto dumnie widnieje na rapowej mapie polski, postanowił koncertowo pójść w stronę Afro Kolektywu. Co z tego wyszło miałem okazję zobaczyć i usłyszeć dokładnie 6 grudnia 2009, kiedy to zespół Łona & the Pimps prezentował się w klubie 13 muz. Stylistyka miejsca niecodzienna jak na rap, chociaż O.S.T.R. też zaliczył tam występ swego czasu. W każdym razie tamten koncert nieco zawiódł. Może to kwestia podziału na dwie imprezy ze względu na ograniczoną ilość miejsca, jednak miałem wrażenie, że przyszło sporo przypadkowych ludzi, ale przypadkowych nie ze względu na wykonawcę (wiem, że Łony słuchają naprawdę różni ludzie), co przypadkowych ze względu na sam rapowy klimat.

Na szczęście najświeższy koncert sporo nadrobił. Pomijam odczucia zabawy jako takiej, bo kwestia tego, jak jarałem się koncertami kilka lat temu w porównaniu do moich aktualnych wyjść na występy live to temat na osobny (ponownie przepełniony wspomnieniami) wpis. Muszę to przyznać – momentami był ogień. Apogeum koncertu zostało osiągnięte, gdy Cybul (klawiszowiec the Pimps) wplótł gdzieś refren z soundtracku Dirty Dancing. Gdzieś, bo było to tak mocne, że w przypływie szczękopadu moja pamięć trochę powariowała, ale słyszałem głosy, że były to Fruźki… Skłonny jestem na to przystać. Do tego zwrotki z Bez granic Pyskatego i Różnic Vienia. Tak, w paru momentach zaskoczyli.

No dobra, ale dlaczego akurat Rozmowy z cutem, a nie na przykład Bumbox, którego spimpowana wersja lata po YouTube? Bo byłoby to zbyt banalne, zresztą Bumbox ma w sobie zawarty bardzo ciekawy patent, który wolę opisać przy innej okazji. Ktoś zaraz krzyknie Przecież Rozmowy z cutem też mają w sobie ciekawy patent! I będzie to bardzo słuszny krzyk. Było nie było, bez DJa nie ma rapu, no po prostu nie istnieje. No ok istnieje, ale w tym są korzenie tej kultury. A jak DJ to i skrecze oraz cuty. Kontynuując grę w skojarzenia, jeśli DJ i Szczecin to nie kto inny jak Dj Twister. Co w tym rewolucyjnego? W sumie to nic, poza tym, że zamiast wplatać cuty z innych kawałków w refreny, czy początek/koniec kawałka Twister po prostu rozmawia z Łoną w trakcie jego zwrotek. Na koncercie oczywiście ze względów technicznych trzeba było ów mechanizm delikatnie przeinaczyć, co wyszło także całkiem przyjemnie. Zamiast Twistera z Łoną rozmawiała publika. Prawda, że proste i skuteczne? Za jednym zamachem załatwić ciągłość kawałka i kontakt z publiką.

Drugim powodem, dla którego wybrałem numer, który z książką K. Moczarskiego nie ma chyba nic wspólnego poza podobnie brzmiącym tytułem, jest jego treść mająca sporo wspólnego z wydarzeniem opisywanym w poprzednim wpisie. Oczywiście nie chodzi mi tu o żadne bardziej lub mniej metaforyczne wyskakiwanie z okna, co o podsumowanie eventu. Mianowicie, osób wpadło całkiem sporo, niestety dokładnej statystyki nie posiadamy, albowiem alokacja miejsc odbywała się dynamicznie, jednak pojawiło się ponad 20 jednostek. Potem było już trochę bardziej absurdalnie. W końcu zobaczyłem na żywo napis Czy nie bolą was kolana? na jednym z kościołów, poczułem powiew rześkiego wiatru znad odry stojąc na jakiejś koparce nad brzegiem (wtf?), szukając taksówki na 5 osób zatrzymaliśmy tira, niestety nie miał tylu miejsc w kabinie. Na koniec zamiast jakiegokolwiek alkoholu piłem smakowe herbatki, co było całkiem dobrym posunięciem. Rano zobaczyłem, a bardziej poczułem jakąś szramę na nodze, to chyba od wchodzenia na koparkę. Cokolwiek.



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *