Nie mam drobnych feat. Krzysztof Szczepanek: Jay-Z - Renegade feat. Eminem

Zajebisty wpis, podsyłaj mi swoje artykuły albo wyślij zapro na mojego fejsa, którego znajdziesz w moim profilu last efemowym. Od tych słów przeczytanych w moim shoutboksie na last.fm rozpoczęła się nasza, wirtualna co prawda, znajomość. Dzięki temu na mojej tablicy z większą lub mniejszą częstotliwością pojawiają się linki i posty wyróżniające się mega zajawką do rapu. Później okazało się, że Krzysiek także pisze. Jego teksty można znaleźć m.in. na Blaugrana.pl czy NaTemat.pl. Poniższy tekst jest zupełnie odmienny od pierwszego featuringu, ale chyba o to mi chodziło, żeby było różnorodnie, nie?

==========

Niespotykany pomysł zrodzony w głowie człowieka, którego znam (niestety) tylko przez Internet, spowodował, że zostałem poproszony o napisanie featuringu blogowego. Jako, że ostatnio nie piszę wcale – w tym momencie sytuację na linii Szczepanek – natemat.pl przemilczę i wcale nie wspomnę, że chodzi o pieniądze – pomyślałem sobie 10 grudnia, czyli w dniu otrzymania tej wspaniałej oferty, „Krzysztof, będziesz miał multum czasu, żeby to napisać i zrobisz to na dwa tygodnie wcześniej”.

Deadline, który niemamdrobnych mi wyznaczył zdawał się oscylować między początkiem, a maksymalnie połową stycznia.

Jest 12 stycznia, godzina 22:45, a ja już rozumiem dlaczego raperzy zawsze powtarzają, że najtrudniej ogarnąć gościnne zwrotki. Po prostu myślisz sobie „mam czas” i odkładasz to w nieskończoność, aż zainteresowany sprawą autor pyta cię „kiedy?”. Jako, że staram się znaczenie słowa deadline przekuwać w rzeczywistość i go dotrzymywać – zapinamy pasy i lecimy.

 

Przechodząc do merytorycznej części tej wspaniałej kolaboracji (mówię tutaj o tej blogowej), chciałbym przypomnieć (jeżeli to czytasz i nie przypominasz sobie tego kawałka tylko pierwszy raz widzisz ten tytuł, a myślałeś że masz wiedzę o rapie – spłoń, proszę) utwór będący w mojej ścisłej czołówce rapowych featuringów wszech czasów.

Stańmy twarzą w twarz z faktami – jest rok 2001. Jay-Z ma na świecie około miliona mniej psychofanów niż obecnie, na koncie wspaniałe co najmniej trzy albumy. Wydaje swój przełomowy album The Blueprint. Całe rapowe Stany Zjednoczone i część świata interesującego się tą muzyką zza oceanu (jakieś marne 100 milionów ludzi na świecie) czekają na ten album z ręką wiadomo gdzie. Sprawa wygląda następująco. Na płycie nie ma ŻADNYCH featuringów oprócz jednego. Przypominam – jest rok 2001, czyli krótko po genialnym, jedynym w swoim rodzaju i legendarnym albumie najlepszego białego rapera w historii. Marshal Mathers LP do dzisiaj jest klasykiem, który może dzielić słuchaczy, ale każdy mający IQ większe od swoich butów musi przyznać, że to dzieło monumentalne. Jay mógł przeczuwać, że zapraszając Eminema może od niego dostać zwrotki zajebiste, ale nie mógł przewidzieć jednego.

Ten biedny przyszły miliarder i mąż najpiękniejszej z najpiękniejszych nie mógł przewidzieć tego, że zwrotki napisane przez Shady’ego na „Renegade” zbudują jego mit na zawsze. Bowiem przeświadczenie, że jest tylko jeden artysta, któremu udało się gościną zwrotką przyćmić świecącą po dziś dzień gwiazdę Jaya-Z, żyje w nas do dzisiaj. Tym kimś pozostaje Eminem. Każdy wers w tym utworze musiał być przez niego przemyślany dwudziestokrotnie. Każdy punch jest na miarę puncha roku. Tutaj nie ma żadnych pieprzonych przypadkowych linijek polskich rapowych gwiazdek pierdzących na bitach piątek, sobota, imieniny kota. Tutaj mamy do czynienia z jedną, wielką definicją słowa „rozkurw”. Nie można przejść obojętnym wobec takich rymów, wobec takich wielokrotnych, wobec takiego stylu składania wersów i wobec takiego flow i wreszcie – wobec idealnie dobranego bitu (autorstwa również Eminema). Po prostu to jest niemożliwe. Shady, będący w tamtym czasie co najwyżej żółtodziobem z wielkim potencjałem, a także wszędobylsko podważaną pozycją jedynego białasa w środowisku czarnych, postanowił ugruntować swoją pozycję i zaplanował zamach na człowieka mającego największy wpływ na rap grę w ostatnich 15 latach.

Być może w ostatnim zdaniu przesadziłem, być może nie wspomniałem o tym, że oprócz Eminema, gwiazdę Hovy przyćmił jeszcze mój ulubiony na zawsze, jedyny w swoim rodzaju Biggie. Postanowiłem przesadzić celowo. Chcę bowiem, żeby każdy, nawet ten niesłuchający rapu na co dzień, bądź słuchający tylko polskiego (oczywiście tego o poziomie wyższym niż „wyglądasz jak Filemon, a Twoja gadka to kondom”) wiedział, że ten kawałek powstał i że jest to coś niesamowitego i TRZEBA to znać – niekoniecznie na pamięć, niekoniecznie cały kontekst, ale świadomość wypada mieć.

Ominę konteksty, ominę wielkie słowa o tym, że to pierwszy utwór w historii rapu, gdy biały pokazał czarnemu (i to jeszcze jakiemu), że też potrafi i to w jakim stylu. Ominę brzydkie podsumowania typu Eminem wpierdolił Jaya na mięciutko.

To niepotrzebne.

Gwiazda białego chudzielca z Detroit zaświeciła na zawsze, a mit jedynego wygranego na bicie z Hovą pozostaje wiecznie żywy.



komentarze 3 do “Nie mam drobnych feat. Krzysztof Szczepanek: Jay-Z – Renegade feat. Eminem”

  1. Zula. napisał(a):

    zatem, niech spłonę, nie dlatego, że nie znam tego kawałka(wydaje mi się to absolutnie niemożliwe(?))… ale ktoś zrobił najazd na polski rap, a moim zdaniem, może nie na skalę światową, mamy w kurwę lepszych raperów od Eminema. z całym szacunkiem. chyba, że źle odczytuję stwierdzenie 'pierdzące polskie rapowe gwiazdki’. a odczytuję to po raz setny…

  2. Szczepan napisał(a):

    Ja to odbieram jako prztyczek w konkretne ksywki (a nawet głównie jedną, co można wywnioskować po cytowanych wersach) ;)

  3. Zula. napisał(a):

    skoro tak, nie pozostaje mi nic innego jak ukłon;p

Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *