Podsumowanie 2011

| 14/gru/2011

Podsumowanie 2011

– Aż mnie zainspirowałeś żebym u siebie podsumowanie zrobił, ale ja chyba nie potrafię tego tak poukładać.
– hahh noo to było trudne, ale wiesz, dobry dziennikarz powinien spróbować i nie gadać „boshe tyle zajebistości i nie umiem”

Powyżej fragment wczorajszej rozmowy z Maćkiem aka DJ Clinton aka Clinton Greyn, prowadzącym bloga Wieczorem na miasto. Co prawda odpowiedziałem, że nie jestem dziennikarzem, ale i tak mi wjechał na ambicję.  Jego podsumowanie tutaj, moje poniżej. Nie należy doszukiwać się jakichkolwiek podobieństw, obracamy się w innych klimatach. Poza tym na WNM jest sporo do posłuchania, ja pewnie jak zwykle się rozpiszę.

Pierwszy raz w życiu zrobiłem Top 10 płyt. Zazwyczaj przy okazji podsumowań kończyło się na wymienieniu albumów wartych uwagi w kolejności dowolnej. Ale nie tym razem, w ramach pracy nad sobą uznałem, że trzeba walczyć z lenistwem, skupić się w końcu na czymś… po czym idąc po linii najmniejszego oporu odpaliłem Foobara z całą muzyczną biblioteką na playliście, wybrałem sortowanie po dacie i wypisałem sobie to co w tym roku zwróciło moją uwagę. Fajnie, że wyszło tego 50 tytułów, mimo że sporo pominąłem. Bez podziału na legal i podziemie, bo jak wszyscy doskonale się orientują, jeśli chodzi o poziom, granica już dawno się zatarła.

O dziwo wytypować pierwszą dziesiątkę nie było wcale tak trudno. Gorzej było tę dziesiątkę poukładać w odpowiedniej kolejności, co z tego wyszło?

10. Medium – Teoria równoległych wszechświatów

Usłyszałem o nim zaraz po wypuszczeniu Seansu spirytystycznego, jednak nie umiałem się odnaleźć w ogólnym zachwycie. Alternatywne źródło energii nic w tej kwestii nie zmieniło. Tede kiedyś opowiadał jak idąc ulicą wskoczył mu na słuchawki Jay-Z, do którego nigdy nie mógł się przekonać, jednak ten moment zmienił cały jego dotychczasowy pogląd. Podobnie było u mnie, gdy usłyszałem Windę sumienia. Potem resztę płyty, której totalnym apogeum jest numer Aromantycznie. Tematycznie zupełnie oderwane od innych produkcji w naszym kraju i jest to niewątpliwie jeden z wielu pozytywów. Plus genialne wydanie imitujące starą książkę od fizyki.

9. Sokół i Marysia Starosta – Czysta brudna prawda

Sokół jest z kolei tym typem rapera, do którego sentyment zawsze pozostanie, obojętnie, czego by nie nagrywał. Pierwsze płyty WWO katowane w kółko za dzieciaka zrobiły swoje, wszystkie albumy spod znaku TPWC przyjąłem z dystansem wierząc, że jeszcze kiedyś wróci klasyczny Sokół narrator. I wrócił, w towarzystwie uroczej Marysi. Trendy się pozmieniały, bity są nowocześniejsze, jednak nadal jest to ten sam raper, który krzyczał Damy radę! i wierzył, że Może wszystko.

8. Zeus – Zeus, jak mogłeś?

Ostra nagonka była przed wydaniem tego albumu, głównie za sprawą singla Supełek z pętelką, w którym to Zeus z dłuższą grzywką, zupełnie nie wygląda jak stereotypowy raper, a do tego trochę za bardzo eksperymentuje z flow. Sam trochę zwątpiłem w debiutanta roku 2008. Obawy okazały się niepotrzebne, Kamil nadal jest tym Co nie ma sobie równych. Płyta jest koncepcyjna, Zeus wciela się w każdym numerze w inną postać i opowiada jej historię, zwykle mroczną. Wisienką na torcie jest numer 99942 będący opisem spostrzeżeń asteroidy krążącej wokół Ziemii, a nawiązanie w refrenie do znanej piosenki Urszuli – Dmuchawce, latawce, wiatr… jest po prostu strzałem w dziesiątkę. Sam Te-Tris na swoim profilu na fejsbuku skomentował to krótko: czapki z głów.

7. Hades – Nowe dobro to zło

Kiedyś pisząc podobne podsumowanie, w którym znalazł się mikstejp HiFi Bandy – Fakty, ludzie, pieniądze napisałem, że Diox jest bardzo blisko polskiej czołówki, a Hades powinien niedługo zaliczyć spory progres. Słuchając kolejnej ich płyty 23:55 cieszyłem się z trafnych prognoz. W tym roku solówkę Dioxa mogę nazwać najwyżej porządną. Za to Had Hades wskoczył co najmniej dwie ligi wyżej. Fragment recenzji na Popkillerze idealnie oddaje klimat tej płyty: Świat, który jak żywo przypomina jakąś zakurzoną i brudną kamienicę w nowojorskich slumsach, w której pojęcie „iPod” wydaje się dziwnie obce, za to idąc przez pokój śmiało można potknąć się o karton z winylami. Nic dodać, nic ująć.

6. Bonson/Matek – Historia po pewnej historii

We wspomnianym przed chwilą podsumowaniu sprzed kilku lat również pojawił się ten duet, ze swoją pierwszą produkcją Wspomnienia z domu umarłych. Bonson był wtedy jeszcze Bonusem, Matek cały czas jest Matkiem. Bonson zaliczył niemały progres, Matek ciągle robi tak samo klimatyczne bity. Największym atutem płyty są na pewno emocje, które aż wylewają się z tego digipacka. No i Pan śmieć z wersem o seksie i blancie oraz samplami z Lady Pank. I pomyśleć, że płyta została nagrana ot tak sobie, żeby odreagować, wcale nie miała ujrzeć światła dziennego. Oj, byłby to wielki błąd.

5. Te-Tris – Lot 2011

Podobno ta płyta jest słaba, a ja po prostu jaram się wszystkim od Teta, ale jak tu się nie jarać, jak w samym singlowym Prawo 2021 pada tyle genialnych wersów, że można nimi obdzielić kilka innych płyt? Po mega dopracowanym i przemyślanym Dwuznacznie raper z Siemiatycz wraca z niby również koncepcyjnym, jednak bardziej zajawkowym i spontanicznym projektem. Wybacz porównanie, niektórych może zaboleć, ale masz gwarancje, nam nie grozi drugi Smoleńsk.

4. W.E.N.A. – Dalekie zbliżenia

Nigdy nie podejrzewałem, dokąd mnie ta droga zaprowadzi… A zaprowadziła daleko. Naturalną reakcją po przesłuchaniu tego albumu jest salutowanie. Wyższe dobro, Duże rzeczy, poprzeczka była wysoko. Ale to nic. Charakterystyczny głos i charyzma na bitach. Dodatkowo genialny numer Jestem sam z Rasmentalismem i Proximite. No i oczywiście specjalny digipack z pomysłem.

3. Łona i Webber – Cztery i pół

Łona jest swoistym ambasadorem rapu wśród ludzi, na co dzień niemających z nim nic wspólnego. Działalność ta nabrała rozpędu po premierze nowej płyty, naprawdę można było zauważyć niebieski digipack na wielu półkach. Koncerty także zgoła odmienne klimatycznie niż te, do których jestem przyzwyczajony. A sama płyta, paradoksalnie do tego, co przed chwilą napisałem chyba najbardziej rapowa w dorobku duetu. Webber osiągnął muzycznie taki poziom, jakiego wielu polskich producentów nie osiągnie nigdy, a Łona jak to on, idealne spostrzeżenia i komentowanie poważnej rzeczywistości za pomocą humoru i dystansu. Warto było tyle czekać.

2. Rasmentalism – Hotel trzygwiazdkowy

Mega bomba na powrót pod postacią Deloreana, następnie nie mniej bombowe Kilkaset kul od domu. Zapowiedzi płyty utrzymane w specyficznym stylu, tak samo jak specyficzny jest styl na samej płycie. Wrażenie robi filmik prezentujący jak powstawał bit do W pełnym słońcu grudnia. Już kiedyś pisałem, że Ras ma linijki, które słysząc po raz pierwszy można już określić mianem legendarnych. Muzyczne inspiracje Menta podobnie jak w przypadku Webbera zostawiają konkurencję daleko w tyle.

1. Ten Typ Mes – Kandydaci na szaleńców

Nie ma żadnego zaskoczenia w kwestii obsady pierwszego miejsca. Od momentu pojawienia się pierwszego singla do teraz, a także odległej przyszłości będę uznawał ten album za jeden z najgenialniejszych w polskim rapie ever. To jest po prostu level up dla tego gatunku. Geniusz muzyczny Mesa nie pozwala innym nawet łapać go za kostki. Eksperyment ze śpiewem udał się znakomicie, czego można się było zresztą spodziewać, bo Piotrek zawsze lubił sobie podśpiewywać. Tutaj pierwszy raz na taką skalę. Akcje promocyjne Alkopoligamii równie genialne, wspominając chociażby osobiste dostarczanie płyt zamówionych w preorderze na terenie stolicy.

 

PS. Mógłbym zrobić jeszcze ranking pojedynczych numerów, porażek itepe, ale chyba zamysł bloga był trochę inny. Na pewno pominąłem multum płyt, jednak gdybym chciał opisać wszystko, co mnie chociażby trochę zainteresowało ten tekst nie miałby końca. I tak jest najdłuższy w dotychczasowej historii bloga. 5!



komentarze 3 do “Podsumowanie 2011”

  1. Arat napisał(a):

    Parę tracków stąd będę musiał na pewno sprawdzić, ale piona za numer jeden – w moim osobistym podsumowaniu też ten album wskakuje na tą samą pozycję. :))

  2. Randomize napisał(a):

    Gdyby Tet utrzymał poziom z Naturalnie. To może nawet Łona stałby w kącie.

  3. Podsumowanie 2012 | Nie mam drobnych napisał(a):

    […] BRD na wigilię), więc można się pobawić w podsumowania. Będzie nietypowo, bo tak jak rok temu wybrałem dziesięć albumów bez problemu, tak teraz pewne miałem około pięciu, może trochę […]

Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *