Podsumowanie 2012

| 13/gru/2012

Podsumowanie 2012

Wszystkie ważniejsze premiery tego roku już miały miejsce (no może poza standardowym BRD na wigilię), więc można się pobawić w podsumowania. Będzie nietypowo, bo tak jak rok temu wybrałem dziesięć albumów bez problemu, tak teraz pewne miałem około pięciu, może trochę więcej, ale na pewno nie tyle, żebym mógł to nazwać TOP 10. Z drugiej strony wyszło sporo albumów, które pominięte byłyby mocno skrzywdzone, przez swój potencjał i minimalny brak tego czegoś. Parę z nich to po prostu młode koty (lub też wilki), które będą mieć jeszcze sporo szans, by się poprawić. Inne to po prostu fajne podejście do tematu. Poniżej będzie więc nie pięć, nie dziesięć, ale aż trzynaście płyt. Lecimy?

Poniższe pięć pozycji można potraktować bardziej jak wyróżnienia, stąd też bez konkretnej kolejności.

Jan Wyga – Wyga.co

Pisałem co nieco na temat tej płyty przy okazji występu Janka na urodzinach Andegrandu. Weteran, który wyskoczył w końcu z czymś innym niż w Afrontach i nareszcie mogłem go słuchać, bo do tej pory, mimo że był w mojej czołówce polskich nawijaczy, cała otoczka mi to uniemożliwiała (bity Metro), a na Bakflipie nie było stricte rapowo. Niemniej jednak liczyłem na coś więcej, a jest jedynie solidnie.

Dwa Sławy – Nie wiem, nie orientuję się

Ach cóż to za duet. Tylko oni potrafią w tak ironiczny sposób przemycić aż taką ilość niezwykle modnych ostatnio hashtagów. I to takich naprawdę sytych, że trzeba się niekiedy dłużej zastanowić o co im chodziło. Po pierwszym odsłuchu byłem więc obity poczuciem humoru chłopaków. Niestety nie jest to zbyt uniwersalny patent na rap. Ale i tak dobrze, że wprowadzają coś innego.

Bogu – Wdech i wydech

No i co ja poradzę, że jestem lokalnym patriotą i nie wybaczyłbym sobie, gdybym pominął szczeciński album w tym zestawieniu? Mimo wszystko jest warty uwagi. Chociażby dla samych bitów. Ale i Bogu nie jest wackiem, może momentami zbyt pewny siebie, ale niekiedy to może być zaleta. No i czuć w tym Szczecin jak mało gdzie.

Żyt Toster – Pięć miejsc po przecinku

Mało jest w tych wszystkich konkursach talentów ksywek, o których bym wcześniej nie słyszał (zwłaszcza, że Popkiller dorwał kilku Asów Aptaunu), ale Żytunio był jedną z nich. Konkursowa zwrotka średnio mi się spodobała (nigdy nie zaakceptuję wersu: rapować pod dubstep? To przykre), a album ma kilka kawałków na siłę dogranych, ale jego charyzma na bitach to coś obok czego nie da się przejść obojętnie. Do tego tracki takie jak Infolinia (bardzo w stylu Łony), Odliczanie czy Widzę maski pokazują co potrafi. A ten ostatni wygrywa ranking wszechświata pod względem najbardziej oryginalnych ksywek w jednym tracku – Żyt Toster feat. Supermleko.

Zetenwupe – Serwus

Nie, nie jest to wynik ostatnich ruchów kadrowych Alkopoligamii. Owszem, chłopaków usłyszałem dzięki Mesowi, zwrotką Hade z Lecę do ciebie jestem podjarany jak hipster swetrem, jednak na samym Serwusie Typ zrobił jedynie jeden bit. Na płycie słychać ten uliczny sznyt połączony jednak z motywami pozwalającymi uznawać chłopaków za dosyć oczytanych. Nie ma tu technicznych wygibasów, ale jest autentyczność, no i bardzo charakterystyczny nosowy styl Kajetana.

Czas na właściwy ranking. Siedem albumów, tym razem już wedle kolejności.

7. Miuosh – Prosto przed siebie

To co mnie najbardziej przekonuje w tej płycie to warstwa muzyczna, Miuosh ma niesamowite ucho do bitów. Głównie samplowanych, chociaż znalazło się także miejsce dla instrumentalnych wycieczek Pawbeatsa. Pamiętam jaki byłem zachwycony Mirażem Projektora, to już nie jest to samo, Miuosh zmienił styl, jest bardziej klasycznie. Głos nadal go wyróżnia. Jedynie teksty mogły by mnie zalatywać banałami, w tym temacie niestety też poszedł w klasykę i mamy coś, co było standardem dawno temu, tyle ile masz, tyle jesteś wart. Ciężko o większy truizm.

6. Gruby Mielzky – Silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle

Moje mordy się martwią, gdy patrzą w moje oczy… od momentu tego wejścia czekałem na wszystko od niego. Wcześniej Pyk pyk już pokazało wielki potencjał w klimatach emocjonalnego rapu bez zbędnej przesady. Gra stała się przewidywalna jak kolejny dunk Griffina i niestety po kilku singlach rap Mielzky’ego też był przewidywalny. Miejscami trochę monotematyczny, chociaż są też zajawkowe perełki, jak nowa wersja Ortegowego Rapu tym razem pod nazwą Hip-Hop. Plus Wołam cię z Bonsonem i X mają niezły pazur. Mimo tego całego hejtu na tematy rozliczeniowe i tak Wstyd nie chciał przez kilka dni zejść z repeatu.

5. VNM – Etenszyn: Drimz kamyn tru

O tej płycie napisałem już wystarczająco dużo tu. Powtórzę jedynie ostatnie zdanie:

Liczę na to, że pojawi się na tej scenie ktoś z większą dawką pokory, kto będzie potrafił takie patenty na albumy wykorzystać w odpowiedni sposób.

4. Beeres – Klub wyklętych futurystów

No i się pojawił. Może nie robi tego samego co VNM w skali 1:1, ale i tak robi to lepiej. Po prostu ma wszystko lepiej poukładane w głowie, co zauważyłem też przy wymianie wiadomości na fb, gdy jeszcze internet się nim tak nie jarał, jak teraz. Faworytem jest oczywiście track Kolejny dzień, w którym zsamplował refren Nosowskiej z Męskiego Grania, tak że brzmi lepiej niż w oryginale. Do tego znane już wcześniej Dobranoc Pani Paris ze świetnym refrenem Doroty Jagiełło. W ogóle refreny, wiem że co drugi dziś śpiewa w refrenach, czy kurwa przyspiesza, ale Konrad ma na to swoje patenty, które po prostu brzmią. I nie ma dyskusji. Ten chłopak zmieni oblicze tej sceny.

3. Pyskaty – Pasja

Zacytowany przed chwilą Pysk wskakuje na najniższy stopień podium. Bo Pasji się po prostu przyjemnie słucha, może koncept wyszedł trochę na wyrost, jednak można znaleźć parę logicznych odniesień biblijnych. Do tego dwa pierwsze single są jednymi z najlepszych kawałków w ogóle w polskim rapie. Technicznie nie da się przyczepić do niczego, Pyskaty dojrzał muzycznie, nawija o czymś, nie ma w tym nic na siłę.

2. Zeus – Zeus. Nie żyje

Mogła być płyta roku. Niestety, poziomu z Hipotermii nie dało się utrzymać na całym albumie. Jednak drugie miejsce jak najbardziej zasłużone, chociażby za mega emocjonalną opowieść z Symfonii smaków, energię w trzeciej zwrotce w Kobietach swoich mężczyzn czy motywacyjną Gwiazdę. Do tego kontynuacja Im bliżej, tym dalej z Albumu Zeusa w kawałku Strumień oraz cała prawda o scenie w Snieg i lód. I mógłbym tak wymieniać całą tracklistę. A nie, nie całą. ODP. jest do przesłuchania na raz, a Tony Halik jakoś automatycznie mi się skipuje. Do tego niby bardzo na czasie z zabiegami Mr. Underground – gdyby bit bujał, a nie tylko udawał, że to robi byłoby dużo przyjemniej.

1. Bisz – Wilk chodnikowy

Po pierwszym odsłuchu napisałem na fejsie Płyta roku? Mamy to! Czego nie mam w zwyczaju nigdy robić, jednak poziom tej płyty jest niczym te górne cegiełki pod punktacją w Mario (praktycznie niemożliwe do wskoczenia). Po wypuszczeniu przez Zeusa Hipotermii zacząłem czuć na karku oddech niekonsekwencji. Na szczęście nie pomyliłem się. Pollock jest numerem, który musi polecieć przynajmniej raz dziennie, a podczas koncertu w poprzednim tygodniu na refrenie latały ściany w całym klubie. Zresztą, na tej płycie nie ma słabego tracku, nic się tu nie pomija podczas odsłuchu. I najciekawsze, że nie wygląda to na maksymalnie zawieszoną poprzeczkę dla Bisza. <hipster mode on> Pamiętam koncert sprzed dwóch lat na WBS, gdy byłem jednym z nielicznych pod sceną. Wtedy też kupiłem bezpośrednio od chłopaków płytę BOKu, którą mi od razy podpisali. Jarałem się Biszem zanim był modny. Deal with it <hipster mode off>.

I co? Pisałem o trzynastu płytach, pierwsze miejsce za nami, a wskoczyło dopiero dwanaście okładek. Jest pewna płyta, która jest ponad wszelkimi rankingami. Równie dobrze mogłaby być wszędzie na pierwszym miejscu, albo nawet się nie łapać do trzydziestki. Jakkolwiek nie sklasyfikujesz tego albumu to masz rację. I mylisz się zarazem. Tak, był to taki mały follow up do felietonu rapera, o którym mowa od kilku zdań.

Laikike1/Młodzik – Milczmen Screamdustry

Laik stąpa po bardzo cienkiej linii między geniuszem, a chorobą psychiczną. Ten człowiek musi mieć niesamowite rzeczy w głowie. Część z nich przelewa na swoje zwrotki ze 100% dokładnością prosto z mózgu. Żeby go rozumieć trzeba być nim, czyli się nie da, choć wielu próbuje (Laik, jak rozkminiać Glidera?). Łatwiej oceniać podkłady Młodzika, które niezwykle pasują do nawijki Laika, chociaż nie ma bitu na którym ten by nie nawinął dobrze. Wiadomo – Nikt w Polsce jak Laik.

Ok, było nietypowo, nie lubię pisać takich krótkich opisów płyt, bo łapie się na tym, że za każdym razem chcę powtarzać te same truizmy, a dłuższe opisy by zepsuły rankingowy style tego wpisu. Na szczęście większość patrzy tylko na tytuły płyt, nie czytając co miałem do powiedzenia na ich temat. Wiem że pominąłem wiele płyt, chętnie uargumentuję ich nieobecność, jeśli ktoś wytknie.



komentarze 4 do “Podsumowanie 2012”

  1. Hubert napisał(a):

    Pytanie może się wydawać głupie, ale muszę je zadać ?

    Gdzie do cholery Pelson i jego genialna EP-ka ?

  2. Szczepan napisał(a):

    Przyznam, jest dobra, ale to tylko EPka.

    Gdyby Pelson nagrał normalny album na takim poziomie to pewnie bym go uwzględnił.

  3. Mariusz napisał(a):

    a Medium, co z Mediumem?
    To jest nowy poziom rapu. Pomijając warstwę liryczną (która jest zajebista, tylko trzeba przesłuchać milion razy, żeby zrozumieć, a i tak wszystkiego się nie zrozumie.), to bity! Po prostu bity są najlepsze w tym roku. Nie ma lepszych. Goście też całkiem spoko, ale Mediuma nie zjedli. Także powiedz o co biega z brakiem Mediuma w tym rankingu.

  4. Szczepan napisał(a):

    Nie zgodzę się, że to nowy poziom rapu. To są jakieś chore jazdy, które brzmią jak manifest człowieka lekko skrzywionego psychicznie. Zresztą nigdy nie mogłem się do Mediuma przekonać, drażniła mnie strasznie jego nawijka. Aż do `Teorii równoległych wszechświatów`, która pozwalała mi sądzić, że w końcu to zacznie iść w stronę rapu jaki lubię. Niestety Graal zboczył jeszcze bardziej w te dziwne meandry. Stąd też brak go w rankingu.

Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *