Solar/Białas - Z ostatniej ławki

Są takie decyzje, po podjęciu których większość ludzi z otoczenia puka się w głowę tak mocno, że sąsiad krzyczy proszę! w stronę drzwi. Wydają im się podjęte pod wpływem impulsu i totalnie nieprzemyślane. I często mają rację.

Ale nie tym razem. Chociaż głównie takie reakcje spotykałem mówiąc, że po I stopniu informatyki idę na II stopień na kulturoznawstwo. Wiele osób także snuło swoje teorie na temat przesłanek mi towarzyszących. Idziesz tam tylko po to, żeby zrobić magistra! Poważnie? Magistra zrobię, ale to nie jedyny powód. Chcesz znaleźć kandydatkę na żonę! I tu wychodziły braki w rozumowaniu o relacjach międzyludzkich. Ja wiem, że są one skomplikowane, ale głównie hasło to powtarzali kolesie, którzy przez całe życie skaczą wokół kolejnych koleżanek z najbliższego otoczenia, płaszcząc się przed nimi, a te mają ich w głębokim poważaniu.

Co w takim razie mną kierowało? Powtarzałem już tu nie raz i nie dwa, że jestem osobnikiem rozdartym między dwoma światami. W liceum zastanawiałem się czy iść do klasy matematycznej, czy jednak humanistycznej. Perspektywy towarzyszące ścisłej ścieżce wtedy wygrały spychając literackie i językowe zajawki na dalszy plan. I wtedy też postanowiłem, że kiedyś to nadrobię. Zdobycie tytułu inżyniera wydawało się momentem idealnym. Zwłaszcza, że informatyczny klimat zaczynał być już dla mnie zbyt ciężki.

W październiku 2012 roku opisywałem swoje wrażenia po pierwszej wizycie na nowym kierunku. Czas skonfrontować to ze stanem aktualnym. W temacie notowania, jak wziąłem na swoje drugie zajęcia zeszyt, tak w tym momencie mam jeszcze połowę. Z czego większość została zapisana na pierwszym roku, a ostatni semestr zabrał aż jedną stronę. Książki? Owszem, były istotne, ale głównie fragmenty, które udawało się znaleźć na Chomiku. A dziewczyny miały rację, że złym przedmiotem rozpocząłem swą przygodę. Później było już tylko lepiej, nawet w temacie wiązania przyszłości. Nie tak całkowicie, ale doskonalenie umiejętności pisania okazało się przydatne i sam czuję postęp. Dobrze wspominam możliwość stworzenia animacji poklatkowej dającej spore pole interpretacji oraz komiksu dającego pole nieco mniejsze (noszę się od dawna z zamiarem opisania tu obu rzeczy, teraz już chyba nie mam wyboru). Oczywiście w obu przypadkach dosyć znacząco wyłamałem się formą w stosunku do reszty osób, jednak miałem ku temu pozwolenie z góry. Prowadziłem także relacje live z egzaminów ustnych. Przychodziłem z zerową wiedzą na sam początek, mając numerek na pięć godzin później, przepytywałem każdą wychodzącą osobę o zadane pytania, udzielone odpowiedzi, po czym skrzętnie notowałem to wszystko na fejsbukowej grupie. Dzięki temu sam wychodziłem z czwórką, a przy okazji robiłem dobry uczynek dla całej reszty oczekujących.

No i chyba najważniejsze, mogłem pisać pracę magisterską związaną z moją największą zajawką – rapem – oraz trochę mniejszą – grami językowymi. Nie powiem, że było lekko. Mimo wszystko strasznie męczyłem się z zakończeniem zadania w terminie. Po przebimbanej połowie roku, kiedy to powstawał maksymalnie akapit dziennie, nastąpił tzw. moment o kurwa! dzięki czemu znakomita większość powstała w ostatnim miesiącu. Znakomita w sensie objętościowym, bo z samej treści zadowolony do końca nie jestem. Jeszcze Przetak co chwilę podsyłał kolejne strony swojego pamiętnika z greckiej emigracji, co dodatkowo deprymowało.

O co dokładnie chodziło w tej pracy? Podczas codziennego słuchania rapu wyłapywałem te bardziej spektakularne gry językowe (przez wielu nazywane sucharami), a następnie dokonywałem analizy językowej zastosowanych zabiegów. Nie mogę w tym momencie nie wspomnieć o serwisie RapGenius, który był główną inspiracją. Coś w tym stylu, tyle że poparte naukowymi publikacjami. Początek wiadomo, teoretyczny, praktycznie przepisana jedna książka, co tym bardziej zabawnym czyni fragment recenzji na obronie: Należy podkreślić, że Autor wykazał się imponującą wiedzą na temat historii, wykonawców, twórców hip-hopu i uwarunkowań kulturowych dotyczących subkultur hiphopowych w Polsce i na świecie. Można powiedzieć, że w tej dziedzinie Autor pracy jest ekspertem. Bardzo mi miło z tego powodu, bo jednak trochę pracy włożyłem w wyselekcjonowanie odpowiednich tematów, a następnie opracowanie ich w spójny sposób. Ale przyznaję, że ekspertem, szczególnie w zagranicznym rapie, się nie czuję. Kolejny fragment: Przykłady gier językowych sprawiają, że proste, niewyrafinowane i zwykle pozbawione artyzmu utwory nabierają wyrazistości i niepowtarzalnego charakteru. Poniekąd racja, fajnie, że COŚ zostało dostrzeżone, jednak oskarżenie o brak artyzmu i wyrafinowania zalatuje lekką ignorancją i trąca stereotypami. A z tym właśnie miała moja magisterka walczyć.

Przeglądając różne artykuły na temat języka w rapie, natknąłem się na taki, który zaczynał się słowami: Hip-hop, inaczej rap…. Wątpliwości co do słuszności własnego rozumienia obu terminów nie miałem nawet przez chwilę. Wątpliwości co do konieczności korzystania z publikacji w celu uwiarygodnienia informacji zawartych w pracy były już znacznie większe.

Ostatecznie w terminie się wyrobiłem, pracę obroniłem na 5 i jestem przekonany, że decyzja o pójściu na kulturoznawstwo była jedną z najlepszych w życiu. Nie bójmy się podejmować odważnych decyzji, pod warunkiem jednak, że są dobrze przemyślane. A ta wbrew pozorom taka była.

PS. dla ciekawych moja magisterka dostępna on-line.



komentarze 2 do “Solar/Białas – Z ostatniej ławki”

  1. Kompot napisał(a):

    Przeczytałem ten wpis stworzony tuż po pierwszym wykładzie i mam niezłą polewkę :) Szczególnie skonfrontowany z wieloma opowieściami z zajęć oraz ostatecznym wynikiem tego eksperymentu.

  2. Łona – Gdańsk-Szczecin | Nie mam drobnych napisał(a):

    […] napisać to wczoraj, ale piszę dziś… Sytuacja dokładnie z sierpnia, jednak w tamtym czasie pochłonięty magisterkowymi przebojami odłożyłem temat na lepsze czasy. Po czym po prostu o nim zapomniałem. Przypomniał mi się w […]

Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *