Zeus - "Im bliżej, tym dalej"

Przedwczoraj zacząłem sprzątać w pokoju. Sam z siebie. Nikt mi nie kazał. Nie wiem czy mam dorabiać temu jakąś ideologię w stylu odcinania się od pewnego etapu w swoim życiu. W każdym razie wyniosłem pięć worków ze śmieciami.

Rzeczy, które lezą w pokoju już kilka lat tylko dlatego, ze mogą się przydać jak widać się nie przydały. Won. Oczywiście bylem przygotowany na sentymentalne podróże, dzięki którym sprzątanie trwało dwa razy dłużej niż powinno. Przykładowo płyty ze zdjęciami sprzed kilku lat skutecznie zabierały cenny czas. Ale nie tylko. Nic nie warte licealne odznaczenia także zacząłem przeglądać. Z tym się wiąże ciekawa historia kiedy to wpadłem na rozdanie jednych z owych na mega kacu tylko dlatego, że nie było nic ciekawszego do roboty. Siedząc w jednym z ostatnich rzędów zastanawiałem się dlaczego jednak nie zostałem w domu, aż tu nagle słyszę swoje nazwisko wyczytane przez mikrofon. Był to moment podziękowań za pracę w samorządzie. Nie wiedziałem, że prowadzenie internetowego serwisu szkoły się do tego zaliczało. Mało tego. Na rozstawionym ekranie od rzutnika wyświetlały się zdjęcia, a w tle leciała muzyka podobno dopasowana do każdego wyczytanego. Nie powiem, kroczenie przez całą aulę przy dźwiękach Kochana Polsko Ostrowskiego widząc swoje foty zajumane wtedy jeszcze z NK było ciekawym przeżyciem. Chociaż chyba bardziej szokującym.

Wracając do sprzątania, wśród rzeczy sentymentalnych znalazły się także medale za mistrzostwa Szczecina w kosza (nieważne, że wchodziłem tylko na ostatnia kwartę, gdy wynik był już pewny) czy wydruki z czasami z tutejszego toru gokartowego, na którym swego czasu pracowałem.

Myślałem, że wszelkie materiały dydaktyczne z licealnego okresu poszły z dymem na ognisku odbywającym się w dniu zakończenia trzeciej klasy. Kilogram kserówek się jednak zawieruszył. Materiały ze studiów spalę po obronie.

Najciekawszym znaleziskiem były chyba płyty z czasopism, które kupowałem tonami w czasach gimnazjum. Internet nie był wtedy spopularyzowany. Naprawdę ciekawie widzieć, gdy programem numeru dołączonym na płycie jest Winamp w wersji piątej lub Internet Explorer 6.0. A jak ja kiedyś piraciłem, olaboga. Stojak z miejscem na niechcemisięliczyćile płyt jak stał tak stoi. Teraz prawie pusty. Wszystko było zakurzone. Obok gier znajdowały się także jakieś słowniki, mapy i tym podobne. Jeśli Google lub inne serwisy świadczące podobne usługi w sposób przystępny kiedyś upadną, na pewno się wkurzę, że te wszystkie płyty poszły na śmietnik. Ale czy jest to w ogóle możliwe?

To samo z nagrywanymi płytami audio. Pisząc ostatnio o reedycjach nie byłem świadomy ile tego wyszło. Okazało się, że ponad połowę mam już w normalnej fizycznej wersji na półce, a reszta jest nieobecna tylko ze względu na brak takowej w sklepach. Pozostawiłem jedynie awaryjnie albumy, które ciężko znaleźć nawet na pebie (jak np. eSeNUZet).

Historyczna wycieczka była na pewno ciekawa, jednak bardziej jaram się tym, że w pokoju jakby luźniej, a niektóre szafki otrzymały nowe, praktyczniejsze zadanie. A to dopiero połowa pomieszczenia. Znajdę coś jeszcze, wierzę.

PS. Drugi raz pod rząd posiłkuję się numerem Zeusa, zastanawiając się zarazem dlaczego dopiero po roku istnienia bloga coś od niego pojawiło się pierwszy raz. Prawdopodobnie wpływ na to miał dobór tematów. Cokolwiek. Mimo wszystko jest to jeden z ulubionych raperów mojego ulubionego słuchacza rapu. Czyli mnie.



Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *